Świat pogrążony w odwiecznej świętej wojnie pomiędzy Niebem i Piekłem zapomniał na chwilę o miasteczku Tristram, będącym środkiem całego wszechświata. Niepokojąca cisza i spokój przerażała jego mieszkańców i napawała nieustannym lękiem. Wyniszczona ziemia, będąca splamiona krwią poległych odważnych rycerzy, którzy brali udział w stoczonych tu wielu bitwach pomiędzy sąsiadującymi ze sobą księstwami. Kraina wraz z biegiem czasu podnosiła się powoli ze zgliszczy odzyskując dawny blask. Przebiegające w tych rejonach szlaki turystyczne wraz z wycofaniem się wrogich armii zostały ponownie otwarte, przez co nastąpiło dość szybko wznowienie handlu, który był do tej pory zakazany ze względu czyhających rozbójników, gotowych w każdej chwili napaść przejeżdżające tamtędy karawany. Handlarze ze wszystkich stron świata zaczęli się zjeżdżać do Tristram, dostarczając produktów oraz surowców potrzebnych do codziennego życia oraz odbudowywania budynków miasteczka przywracając im dawny urok.
Wszystko zdawało się wracać do normy, lecz było coś, co nie dawało ludności spokoju. Długo utrzymująca się, przejmująca cisza stawała się z każdym kolejnym dniem coraz bardziej dziwna. Nawet powietrze wydawało się być cięższe niż zwykle. Bezchmurne, bezwietrzne niebo wedle przesądów nie zwiastowało niczego dobrego. Decard Cain, jeden z najbardziej tajemniczych mieszkańców przeczuwał już od dość dawna, co to może oznaczać. Nikt dokładnie nie wiedział skąd, ani kiedy dokładnie przybył na te ziemie. Był niezbyt rozmowny. Miejscowa ludność nie próbowała dowiadywać się szczegółów dotyczących jego życia, gdyż mieli go jedynie za poczciwego starca, znającego wiele historii i legend z racji swego wieku. Władał również niespotykanymi dotąd umiejętnościami identyfikowania przedmiotów i to właśnie do niego się zgłaszali jeśli natknęli się na nieznaną im rzecz. Tego wieczora Cain nie mógł w nocy zasnąć, budziły go co chwilę przerażające koszmary, w których objawiały mu się straszliwe demony z samych czeluści piekielnych. Rozbudzony sięgnął po stojącą tuż obok swego łoża wazę z wodą i wypił duży łyk, kojąc tym samym swoje pragnienie. Pod osłoną nocy postanowił zaczerpnąć świeżego powietrza. Wydawało mu się nawet, że jest ono czystsze niż zwykle. Gwieździste niebo z kulistym, jaskrawie świecącym księżycem rzucały dość mocne oświetlenie na ziemię.Pełnia- pomyślał Cain - Czyżby to właśnie dziś miała się spełnić przepowiednia, której tajemnic strzegło me bractwo przez te wszystkie lata?! Ruszył prosto w kierunku pobliskiej fontanny mieszczącej się w samym centrum miasta, gdy nagle przeszył go lodowaty chłód, stanowczo nietypowy jak na tę porę roku. Poczuł jakby ktoś szybko przemknął za jego plecami. Natychmiast się odwrócił spostrzegając zamaskowanego wędrowca w obskurnej szacie, zmierzającego pewnym krokiem do katedry. Tuż przed samym wejściem odwrócił się i ich wzrok się spotkał. Zastygli obaj na chwilę w bezruchu, który wydawał się Decardowi nieskończonością. W spojrzeniu tajemniczej postaci było coś, co przeraziło starca i przeszyło go zimnym dreszczem po plecach. Chwilę później postać zniknęła wewnątrz świątyni. Cain jeszcze przez chwilę wpatrywał się w płonące pochodnie palące się u wrót kościoła, a jego umysł pogrążony w totalnym chaosie, powtarzał nieustannie jedno pytanie Czy to już czas?

 

Następstwem tego dziwnego wieczora były niewiarygodne zdarzenia. W kościele zaczęły się pojawiać demony zagrażające ludzkiemu istnieniu. Wszyscy zakonnicy oraz dozorcy obiektu musieli go opuścić w obawie o swe życie. Pozostawione bez opieki sanktuarium stało się miejscem niedostępnym i opuszczonym, które omijane było szerokim łukiem, a to z powodu zła które się tam zagnieździło. Co jakiś czas zapuszczali się tam zuchwali złodzieje szukający łatwego sposobu, aby się wzbogacić oraz odważni śmiałkowi chcący oczyścić to miejsce z zastępów potworów. Do tych bohaterów należał niewątpliwie Blessed, odważny wojownik przybyły do tych krain z Dalekiego Zachodu. Słysząc o niepokojących wieściach, jako wysłannik sił niebiańskich postanowił przywrócić dawny spokój tej oazie szczęścia i dobrobytu, jaką niegdyś było Tristram. Szukając ochotników do wspólnej wyprawy w głąb podziemi pośród mieszkańców, niestety nie znalazł chętnych. Wszyscy bali się przekroczyć próg klasztoru z powodu czających się tam groźnych istot. Dziwił go strasznie fakt, że pomimo, iż większość osób nawoływała do pospolitego ruszenia, to jednak kiedy przychodziło co do czynów, to ich zapał mocno tracił na sile, a wręcz kompletnie zanikał. Ruszył więc sam przed siebie, pełen wiary i nadziei na przywrócenie powrotnie mocno zachwianej równowagi...

Niesamowite miejsce, tylko dlaczego zostało tak zbezczeszczone?- zastanawiał się mag podziwiający przepiękne freski widniejące na ścianach kościoła. Przechadzał się po wyniszczonym wnętrzu budowli zwiedzając kolejne pomieszczenia. Do Tristram trafił jakiś czas temu, tuż po otwarciu szlaków, przybywając w poszukiwaniu szkoły magii, chcąc powiększyć swą wiedzę odnośnie czarów i zaklęć.
A cóż to za stara biblioteka?
- zaciekawił się podchodząc do zakurzonych półek gdzie leżały prastare księgi. Sięgnął po leżący z brzegu zwój. Zerwał pieczęć i jego oczom ukazało się zaklęcie, z którym jeszcze nigdy się nie spotkał. Tekst był napisany dawno zapomnianym językiem, używanym przez nieistniejące już bractwo Vizjerei.
Metaiws myt izdazr nalk zsan- przeczytał na głos słowa zapisane w manuskrypcie. Po chwili jego wzrok jakby się wytężył w panującym wewnątrz klasztoru pół mroku. Obraz nabrał czerwonej barwy, na chwilę go zamroczyło, zamknął z bólem oczy, a kiedy je otworzył ukazał mu się niesamowity widok. Dzięki temu zaklęciu był w stanie zobaczyć to co się dzieje za grubymi ścianami klasztoru. W pomieszczeniu obok dostrzegł wojownika w lśniącej zbroi otoczonego przez tuzin straszliwych demonów. Rycerz walczył dzielnie, lecz potworów cały czas przybywało, a on był jeden. Mag długo się nie zastanawiając przeteleportował się za ścianę i wyprowadził w przeciwników potężne kule ognia, które dosłownie zmiotły ich z powierzchni ziemi. Na pozostałych przy życiu rzucił czar kamiennej klątwy, a ostrze wojownika rozbiło ich natychmiast z ogromną siłą na drobne kawałeczki.
Zjawiasz się w samą porę magu! Powiedz, jak cię zwą?- spytał wojownik śmiejąc się.Decimius- odrzekł czarodziej -a ty jesteś...
Blessed
- odpowiedział woj, wyciągając dłoń w geście powitalnym.

 

Jakiś czas później od tego spotkania Decimius postanowił dołączyć do planu, który powstał w umyśle Blesseda i został przez niego zapoczątkowany. Dotyczyło to odwiecznego problemu przywrócenia równowagi, która została zachwiana. Tym samym zapoczątkowana została nowa era i wizja świata. Wymagało to wiele wyrzeczeń, pokory, poświęcenia dużej ilości sił i czasu, a przede wszystkim pomysłów oraz chęci na ich realizację. Te wszystkie czynniki przyczyniły się do wytworzenia potężnej aury posiadającej wielką moc, która natychmiast rozprzestrzeniła się po wszystkich krainach, zapewniając ludzkości harmonię i porządek pomimo przeciwności losu.
Przemierzając codziennie trudne szlaki podziemi, będących pod powierzchnią ziemi na której wybudowany miasteczko Tristram, obydwaj sprzymierzeńcy pokonując wspólnie zastępy przeciwników dotarli do samego piekła, królestwa Pana Terroru oraz jego poddanych. Utworzyli tutaj ostatnią bezpieczną przystań światłości pośród żarzącego się gorąca i szaleństwa piekieł, miejsca niewyobrażalnego dla przeciętnego śmiertelnika. To właśnie tutaj, w samym Epicentrum Diablo czuwają nad losem ludzkości, mając się na baczności i oczekując na mrocznego wędrowca, który pewnego dnia będzie chciał podążyć ze swoją armią do świata żywych.
Ich nieustanna walka jest bardzo wyczerpująca i czasochłonna. Kiedyś nadejdzie dzień, w którym będą musieli i zechcą stamtąd zawrócić na zasłużony odpoczynek, do normalnej, pięknej oraz prawdziwej codzienności. Wówczas pewnie świat się znów zachwieje i zagrzmi, lecz czy przetrwa, to już będzie zależało tylko i wyłącznie od jego mieszkańców...